W gabinecie psychologa

Powiększ obraz

W gabinecie psychologa

Niestety, nadal dla wielu rodziców wizyta u psychologa to wstyd. Nadal rządzą nami stereotypy. Całe szczęście, uczniowie szkół, w których pracuję od dawna, chętnie do mnie przychodzą. Nawet wysłani „za karę”, wiedzą, że spotkają akceptację i zrozumienie.

Kiedy wchodzę na lekcję żeby spotkać się z uczniami, pytam ich, czym zajmuje się psycholog. Najczęściej słyszę, że pomaga, zajmuje się świrami, psychicznymi itp. Wtedy zadaje podstawowe pytanie: czy nasi skoczkowie… piłkarze i inni mistrzowie są chorzy psychicznie? Czy są „walnięci”… No nie… Właśnie. Co zatem robi psychologii?

Psycholog, to osoba, która ma za zadanie pomóc drugiemu człowiekowi w jego różnych trudnościach: począwszy od tych najfajniejszych – czyli pokonanie słabości w celu zdobycia mistrzostwa świata, poprzez trudności z odtworzeniem zdobytej wiedzy po poważne sprawy – pomóc w radzeniu sobie z trudnymi emocjami: z lękiem, złością, zazdrością… Psycholog może również pomóc pokonać choroby, np. depresję. Rolą psychologa jest również pomóc nauczyć się funkcjonować w społeczeństwie osobom z diagnozą: ZA (Autyzm, zespół Aspergera), PTSD (nadpobudliwość psychoruchowa). Świadomie nie piszę o tych ostatnich cechach jako chorobach, ponieważ na świecie odchodzi się od klasyfikowania ich jako zaburzeń. Cechy ZA lub ADHD bardziej traktuje się jak cechy indywidualne, które można odpowiednio ukierunkować.

Podzielę się tym, na czym polega moja praca w szkołach podstawowych.

Moim zadaniem jest pomóc małemu człowiekowi. Pomóc… ale w czym? Zazwyczaj uczniowie nie bardzo wiedzą, o co „nam”, dorosłym chodzi. Jeśli nie znają mnie, przychodzą zestresowani, spięci. Bardzo często z nastawieniem „znowu będzie nudzić”. Są przyprowadzani, bo:

Nie słuchają na lekcji… (źle się uczą)

Nie słuchają rodziców;

Są za spokojni;

Są zbyt niegrzeczni;

Są zbyt smutni;

Zbyt leniwi;

Czasami przychodzą, bo takie mają zalecenia w opinii lub orzeczeniu z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej.

itp

Co ich łączy? Najczęściej jedno: bardzo niskie poczucie własnej wartości i brak motywacji.

Mamo… Tato… chcesz wiedzieć, jaką masz rodzinę? Popatrz na zachowanie swojego dziecka.

Dlatego przede wszystkim, kiedy mam spotkać się z uczniem szkoły podstawowej, żeby mu pomóc, to muszę spotkać się z jego rodzicem / rodzicami. Często spotykam się z pewnymi oporami ze strony rodziców. Rozumiem, że każdy obawia się usłyszeć, że „robię coś źle”. Ale to nie tak. Dzieci mają takie same potrzeby, ale często musimy korygować metody ich zaspokajania. Dlatego nie ma na świecie ludzi, którzy nie popełniają błędów wychowawczych. To nic złego. Złe jest tkwienie w błędzie. Poza tym, w miejscowości takiej, jak Wisła, gdzie jest tak wiele różnych modeli wychowawczych i religijnych, chcę wiedzieć, jak funkcjonuje rodzina, żeby nie zrobić nic przeciwko ich zasadom.

Zatem: rozmowa z rodzicami:

Pytam o metody wychowawcze, o atmosferę w domu, jak dziecko spędza wolny czas. Za każdym (no dobrze, prawie za każdym) razem widzę zdziwienie, kiedy mówię: nie ma dzieci leniwych, że mówienie „jesteś leniem” jest potwornie krzywdzące.Dlaczego zatem dziecko nie słucha? Bo działa na podstawie zdrowego instynktu, którego my, dorośli, skrzywieni lękami, wstydem, nieodpowiednim wychowaniem itp., nie rozumiemy. Od lat opowiadam historię z mojego życia. Opowiem i teraz:

Moja sąsiadka Ania, pochodzi z rodziny 5-cio osobowej. Pomagałam w jej wychowaniu od jej 3go roku życia. Byłam jak członek rodziny. Kiedy Ania zaczęła dorastać, słyszałam co raz częściej skargi od jej ojca, jaka jest leniwa, fleja, brudas. Nic nie umie, nic jej się nie chce, z szafek jej wszystko wypada itp… Znacie to. Z roku na rok wysłuchiwałam tego z co raz większym zdumieniem, ponieważ Ania… Ania bardzo często pomieszkiwała u mnie i pomimo, że powtarzałam jej, że nic nie musi robić – zawsze sprzątała mi całe mieszkanie. Kiedy wyjeżdżałam, a ona pilnowała mi mieszkania, zdarzały się generalne porządki. W końcu, kiedy była już dorosła, zapytałam ją, dlaczego tak jest. Dlaczego zawsze mogę liczyć na jej pomoc, a ojciec narzeka. Usłyszałam; bo ty, ciociu, nigdy mnie nie krytykujesz, nie narzekasz. Dla taty zawsze coś źle zrobię, więc po co mam się starać?

Tak. To, czego brakuje uczniom, którzy trafiają do mnie, to dobre słowo i obecność dorosłego w ich zabawach. OBECNOŚĆ, czyli wspólna zabawa.

Wspólna zabawa, to nie gry planszowe (może czasami), czy zgoda na korzystanie z telefonu. Wspólna zabawa, to wspólne szaleństwo, czołganie się pod tunelami, okładanie balonami, miękkimi gąbkami (poduszkami), gra w piłkę nożną (tak, nauczyłam się grać „w nogę” w wieku 46 lat), wspólne próby nowych wyzwań – nawet jeśli wiem, że mi nie wyjdzie.

NIE TŁUMACZĘ uczniom, jak mają się zachowywać. Oni to wiedzą. Nie wiedzą tylko, jak ukierunkować swoją energię. Są jak stary czajnik z gotującą się wodą, w którym ktoś przykleił gwizdek. W końcu wybuchną. W energię wyposażyła ich natura. Im zdrowsze dziecko, mądrzejsze, tym ma głupsze (w naszej ocenie) pomysły. Bo MY WSZYSTKO wiemy, tylko zapominamy, że dzieci uczą się przez doświadczanie i naśladowanie. Mogę zrobić godzinny wykład agresywnemu uczniowi – nie zapamięta nawet kilku zdań. Mogę pobawić się z nim 20 min – zabierze ze sobą wszystko, co w trakcie zabawy dostanie. Zabierze ze sobą np. metody pozytywnego ukierunkowania energii (agresji).

Dlatego też, kiedy wchodzi do mnie uczeń – dowiaduje się, że u mnie można wszystko… No, prawie wszystko. Pozwalam realizować dany pomysł jeśli ocenię, że nie jest zagrożeniem dla jego zdrowia i życia. Gdy czyjś pomysł jest groźny, nie mówię: „nie, bo nie”. Pokazuję, jakie będą konsekwencje. Dlatego nie mam problemu z posłuchem. Uczniowie wiedzą, że jeśli mówię „stop” to dlatego, że mam powód.

Kiedy szalejemy – moi mali klienci uczą się, że można czasami uderzyć się i to nie zabija (ja się tego uczyłam na podwórku). Odreagowują emocje (ja to robiłam na podwórku), uczą się, jak wyhamowywać nadmierne emocje (ja to…). Uczą się, że każdy ma prawo: być zły, wściekły, smutny, przerażony, może mieć wszystko w nosie. Najważniejsze, żeby nikomu nie robić krzywdy: ani dorosłym, ani rówieśnikom, ani sobie. I żeby umieć o tym powiedzieć. Kiedy uczeń ma zaburzenia lękowe: poznając siebie, swoje ciało, realne zagrożenia i sposoby radzenia sobie z nim – zmniejsza poziom lęku. Jeśli dokucza mu smutek  zajęcia ruchowe poprawiają nastrój wywołując w mózgu endorfiny. 

Kiedy już poznamy siebie nawzajem, wiemy, że możemy sobie zaufać – wtedy już nie muszę nic mówić. Uczeń sam opowiada o swoich kłopotach, o swoim sposobie postrzegania świata, o tym, jak bardzo nie rozumie dorosłych. Wtedy też mogę go wysłuchać, ale też i on słucha mnie. „zrób to dla mnie” – to czasami jedyny mój argument, żeby uczeń postarał się zmienić zachowanie. „Zrób, bo lubię cię” – i to jest prawda. Z dziećmi jestem szczera, bo zawsze wyczują fałsz i wtedy tracą zaufanie.

Tak, jestem przekonana, że Wasze dzieci dorosną bez pomocy. Ale pytanie, jak wielką cenę muszą za to zapłacić? Dlaczego zatem nie pomóc im dojrzewać w świecie, który i tak jest trudny?

Alina Duda

Zapraszam do kontaktu. Tel.: 730-795-510